Opowieść wigilijna
… jak bombka na choince.
Głęboko wierzę w cud Bożego Narodzenia. Obejmuje
to nie tylko moją wiarę w faktyczne narodzenia Jezusa w stajence w Betlehem – wszelkie spory o dokładne daty, miejsca czy okoliczności radośnie odrzucam – ale też w inne, związane z tym różne małe cuda. Takie, które przy okazji
Swiąt po prostu się wydarzają – mnie albo innym. I to niekoniecznie wszystkim
naraz. Niekoniecznie rok po roku.
Kiedy poproszono mnie o napisanie
opowieści wigilijnej do antologii, poczułam się zaszczycona. Jasne, wybąkałam z
radością, to coś jak tworzyć własną kolędę. „Wigilię dla Iskarioty”, rzecz o cudzie Bożego Narodzenia, napisałam wartką
strugą – ja, która zwykle cedzi słowo po słowie i więcej kreśli, niż po sobie
pozostawia.
Promocja, którą wydawnictwo Prószyński i
S-ka sprawiło „Opowieściom Wigilijnym”, odbyła się na Dworcu Centralnym w
Warszawie. Z grona współautorów znałam jedynie Janusza Wiśniewskiego, i to z
czasów jeszcze zanim stał się słynnym Januszem L. Oboje toruńczycy, spędzaliśmy
razem Sylwestra, z widokiem na ratusz i pomnik Kopernika. Gadaliśmy też o
książkach. Ja o swoich trzech wydanych, on o swojej jednej, tej, której oczekiwane
wydanie miało wkrótce poruszyć więcej, niż wszystkie moje. Podczas autografowania
"Opowieści" wypomniałam mu (średnio poważnie), że jego przyjazd pozbawił mnie występu w telewizji.
W TVN Style miałam być ja, pojawił się on i jego wybrano. Janusz, który także prywatnie
jest naprawdę miłym facetem, zmartwił się. Wzruszył mnie tym, to rzadkie,
że gwiazda pochyla się nad obcym rozczarowniem. Ale ja nie byłam aż tak tragicznie
zawiedziona. Poprzedniego dnia problematykę uwiecznionionego w moim opowiadaniu
kanarka – nie, nie był daniem wigilijnym – przedyskutowałyśmy już z Kazimierą Szczuką
w jej telewizyjnym Wydaniu Drugim Poprawionym.
Po powrocie z Warszawy Jacek spytał mnie,
dlaczego tylko ten jeden program. Bo miały być dwa. Och, odpowiedziałam, może
czegoś innego oczekiwano. Przedtem przecież dzwoniła do mnie dziennikarka pytając, czy
w opowiadaniu zawarłam coś osobistego. A ja zaprzeczyłam. Co osobistego może
być w historii kanarka, który w wigilijny wieczór sam odnajduje dom marzącego o nim dzieciaka? Przylatuje, płacze z zimna, trzęsie się wśród wirujących płatków gwiazdkowego śniegu? Czysta fikcja literacka.
Jacek dziwnie mi się przyglądał.
Naprawdę zapomniałaś? Ale co zapomniałam? Opowiadałem ci, niedługo potem, jak
się poznaliśmy. (Jacek i ja poznaliśmy się jako dzieci.) Co
opowiadałeś, nie wiem, o czym mówisz? To był mój kanarek, powiedział Jacek, i moja historia. O której sam zapomniałem. Przypomniałem ją sobie dopiero po tym, jak
ty napisałaś to opowiadanie.
Komentarze