Kółko karciane
Kółko karciane
Orgazmy
“Seduce my mind
and
you can have my body”
Kółko karciane to ABCD,
tak bez umawiania wyszło. A to Ala, B Beata, C Czarna, D Dorota. Grają co drugi
wtorek w kanastę, po kolei u każdej. Jeżeli to szczęście mieć choć jedną osobę,
przy której czujesz się bezpiecznie, one są szczęśliwe poczwórnie. Nigdy się
nie skrzywdziły i jest mało prawdopodobne, by mogły, pojedynczo, albo jako
swoista mini-sfora, w podstępnym świecie wydarzył się cud kobiet, które ufają i
powierzają sobie wszystko. Oprócz tego, co jest przecież trudniejsze, umieją
słuchać się wzajemnie, pomiędzy kartami wykładać czas i cierpliwość. Przy tym
są uważne, czasem niemal tkliwe wobec siebie, nawet stosując kobiece połajanki
– niekiedy któraś aż się o nie prosi – komponują je tak, by nie zabolały. I
jeszcze są siebie ciekawe: ponieważ ich cztery światy zaledwie się o siebie zazębiają,
lubią wymieniać się sprawozdaniami.
Ala to wdowa, wierząca i
uczciwa, mimo wykształcenia na byle jakiej posadzie, odpowiednio do niej
zarabia. Ma córkę, problematyczną, za to niezależną, zwłaszcza od matki. Beata też
boryka się z finansami, jednak jej rodzina to powielona perfekcja: troje dzieci,
dwa psy oraz wierny mąż, kochany przez B bardziej, niż by mu się należało.
Tak przynajmniej uważają AC oraz D, czego jej jednak ani nie mówią, ani nawet,
z czystej lojalności, nie omawiają między sobą. Czarna od kilku lat nosi się na
rudo, ale nie zmieniły jej ksywki, bo po pierwsze jako brunetkę ją poznały, po
drugie, sama lubi tak o sobie mówić: jestem czarną owcą w kanastowym kółku
porządnych kobiet, albo czarnym koniem - zależnie od okoliczności. W obu
przypadkach ma na myśli swoją swobodę seksualną, nabytą stosunkowo niedawno, bo
po rozwodzie; dopóki była żoną i matką prowadziła się równie bogobojnie. Dopiero gdy Max popełnił klasykę odnalezienia się w
młodszych ramionach, ona również zaczęła szukać siebie w kochaniu bez miłości –
bądź odwrotnie - twierdząc, że jest to
jakieś wyjście. Czarnej dotyczy jedyny wątek omawiany nie na kompletnym
karcianym forum, lecz w podgrupie, czyli między nią, a Beatą: jest nim jej
wieloletni romans z żonatym mężczyzną, biorąc pod uwagę okoliczności, nie tylko
Max nabroił w tym małżeństwie. Dorota, z zawodu psychoterapeutka, jest zdaniem
ABC i swoim własnym najmniej z całego kółka ugładzoną wewnętrznie osobą i
trzeba dodać, że zwykle padają brutalniejsze określenia.
Ala najskąpiej opowiada i
najpiękniej słucha, czasem rozkleja się wspominając zmarłego męża i widać, że z
roku na rok bardziej go idealizuje. Beata niby nie chce mówić o dzieciach, bo
niezręcznie jest tylko chwalić, jednak umieją zmylić czujność, podpuszczają ją,
by ogrzać się historyjkami z życia rodziny idealnej. Dorota zazwyczaj opowiada
- choć bez nazwisk - o pacjentach, zadziwiające, jak często przypomina to opowieści
Czarnej o facetach.
Poznałam niesamowitego mężczyznę.
ABD zastygają nad kieliszkami wina, w przeciągu sekundy otwierają serca na
romans, który prócz Czarnej nie wydarzy się żadnej z nich. Oprowadzał mnie po
Londynie – C dużo podróżuje, z przyczyn nie tylko zawodowych – wiedział
wszystko: muzea, galerie, ulice, koncerty, knajpy, historia, kultura, vademecum
w sensie dosłownym, dreptałam za nim jak zaczarowane dziecko. Zakochałam się w
przeciągu paru godzin, otwierają szeroko oczy, bo takiej Czarnej nie
znają. I? pyta w końcu Dorota, jak to
ona profesjonalnie, kiedy część erotyczna opowieści zanadto się opóźnia.
Katastrofa, laski, katastrofa. Pierwszy raz w życiu udawałam orgazm. Nie… ABD
są w szoku, każda, ale nie Czarna! Więcej, trzy albo cztery orgazmy, bo on
skrupulatnie liczył i nie zamierzał poprzestać. Nie! Całkiem zapomniały o
kartach. Ale dlaczego? Udawanie orgazmów jest jak taniec ludowy, niby każda
próbowała – każda prócz samoświadomej, więcej od innych niż od siebie
wymagającej C... Nie chciałam mu psuć zabawy, doprowadzenie kobiety do orgazmu
jest dla niego ważniejsze niż wykłady w Tate Modern. To facet, który musi być
najlepszy. Przed sobą czy przed tobą? Czarna trochę wstydzi się terapeutki, no,
przed sobą raczej. Mnie traktował, jakby to powiedzieć, intrumentalnie... To
znaczy, moje ciało. Chciał na nim grać jak Joshua Bell. Kto, pyta Ala, nowy
dyrygent Saint-Martins-in... nieważne, byliśmy na koncercie. Teraz z kolei A
smutnieje, nigdy nie była w Londynie, ale jest więcej przyczyn. Z tego, co
mówisz wynika, że mu się udało, stwierdza rozsądnie Beata, owszem, mówi Czarna,
ale bez wirtuozerii.
To... dlaczego? Nie chciałam mu robić przykrości.
A tobie to niby było przyjemnie!
No nie... Ale bardzo chciałam być w jego ramionach.
Bez seksu? (pytanie z gatunku abstrakcyjnych, C uwielbia seks.)
Nie tak.
A jak.
Chciałam się z nim kochać.
To się kochałaś.
On mnie nie kochał, on wykonywał czynności seksualne.
Mogłaś zaprotestować.
Próbowałam. Nawet usiłowałam pokazać.
I nie przeszło…
No nie. Był zraniony. Ja nie chciałam go ranić.
Cóż. Jedną taką noc da się przeżyć.
Och… Z nim mogłabym takich tysiąc.
Rozumieją ją i nie pojmują jednocześnie. Czarna nie
potrzebuje ani przewodnika po muzyce klasycznej czy po galeriach, ani tłumacza
na Portobello Market, ani tym bardziej doradcy przy dessousach w Harrodsie.
Jest wyemancypowana i co chce, sama sobie zapewnia, od platonicznej adoracji wielu
po wyrachowany seks z wybranymi, po to ostatnie bynajmniej nie musi jeździć do
Londynu. Jej żonaty kochanek - C darzy go trwałym, choć ambiwalentnym uczuciem
- jest w łóżku fantastyczny; nawet jeśli wie o tym wyłącznie Beata, pozostałym
wystarcza myślenie o dostępności kosmicznego seksu dla kobiety mającej odwagę
kosić mężczyzn równo z trawą.
A wystarczyłoby, żeby zrezygnował na tę noc z
funkcji przewodnika, szefa, króla lwa... Aby po prostu ze mną zatańczył!
Położył rękę na biodrze, objął w talii, posłuchał mojego ciała. Wypuścił do
obrotu, zaczekał, spóźnił się o pół kroku. Zrezygnował z ustalonego układu, z
metrum, z tych cholernie metodycznych kolejnych kombinacji! Ale nie, taki jak on
musi być skoncentrowany, zdyscyplinowany i sprawny. Nie przyjmie do wiadomości,
że łóżko to nie stadion ani pole walki. Oraz, że nie chodzi o rozmiar, czas i
podsumowanie klasyfikacji… Coś ty, i jeszcze wypytywał cię o innych? A owszem,
odpowiada C i dalej już nie pytają, wiedzą, że londyński facet usłyszał swoje,
upewnił się, że jest najlepszy, że z nigdy nikim aż tak. Ale też w pewnym
sensie tak było, broni się Czarna, a na pewno mogło być: jak nigdy z nikim
dobrze, no i dobrze, odpowiadają ABD, kompletnie bez przekonania. Faceci
opierają się na konkretności miary i wagi, z takim założeniem trudno jest ulatywać
w kosmos.
Natomiast udawanie orgazmów… Cóż. Oprócz
wszystkiego jest też męczące.
Komentarze