Rzeka



… o której tylko tyle wiecie, że jest w zieleni.




Kółko jak globus


Co roku płynę rzeką. Co roku inną, gdzieś w Polsce, ale bywało, że i za niedaleką granicą, jak ostatnio na Łotwie. To trochę jak narkotyk, zresztą długo trwało, zanim w niego wpadłam. Bałam się braku wygód, kłopotów w chybotliwym kajaku bez dachu nad głową w deszcz, bez kasku na głowie w miejscach, gdzie rzeka staje się narowista. Ale kiedy w końcu popłynęłam, natychmiast wszystko okazało się wyłącznie piękne. I to, że rzeka rzeka bywa zimna i niezależna, i to, że czasem się nudzi. Że zrywa się do szybszego biegu akurat tam, gdzie blokują ją drzewa. Że ich twardymi gałęziami dotyka, drapie, inicjuje niebezpieczne gierki. Albo gdy zinteresowana i jawnie rozbawiona muska nas, kokietuje i obserwuje, gdy przedzieramy się przez jej dekoracje. Które czasami tworzą prawdziwy slalom, zwłaszcza, gdy rzeka sunie między pniami, kamieniami i wysepkami mielizn. Albo gdy przeciska się pod mostem. Jak łatwo się domyślić, najbardziej lubi te z gatunku naturalnych, powstałe z drzew skaczących na drugi brzeg. Najpiękniejsza jednak jest rzeka spokojna, medytacyjna, trochę śpiąca, a trochę uśmiechnięta. Można nią płynąć bez używania wioseł, poddać się jej po prostu i słuchać, głaskając stopą lub ręką. Takiego spokoju i tak wypełnionej znaczeniami ciszy nie znajdziecie nigdzie na ziemi.

Rzeka to coś głęboko symbolicznego. Jung asocjował ją z przepływem życiowej energii obecnej od narodzin – źródła -, aż do ujścia, czyli śmierci. Oczywiście nie wymyślił tego sam; rzeka jak świat światem była objektem kultu i elementem znaczących mitologii. W Starym Testamencie znajdziemy fragment o rzekach wypływających z Edenu i symbolizujących łaski nieba. Jednak kult rzeki sięga dalej i jest zdecydowanie ponadreligijny. Oprócz tego. że posiada stałe miejsce w obrzędowości i rytuałach niezliczonych plemion i narodów, jest mianowicie… kobiecy. Owszem, rzeka jest kobietą, niezależnie od czasoprzestrzeni. Jest prapoczątkiem, siłą dającą życia, płodnością, macierzyństwem i odrodzeniem. Właśnie z tego powodu ludzie jak świat światem osiedlali się nad rzekami. Według nich układali swoje życie.

Pamiętacie, może jeszcze z bajek, pojęcie „żywej wody”? Wyraża nadzieję w uleczenie i oczyszczenie, w nowe narodziny. Dawniej wierzono, że rzeka posiada moc leczniczą. Skoro płynie z tak daleka, kto wie, może nawet z zaświatów? W każdym razie z miejsca bez chorób i śmierci... Co przełożyło się na szereg rytuałów. Zanurzenie w wodzie jako chrzest - oczyszczenie i wejście w nowy wymiar. Pozbycie się – utopienie - elementów skończonych, niedobrych, obmycie się z grzesznej doczesności. Picie wody to nabranie sił, powrót do zdrowia, nawet życia. Także wrzucanie czegoś do rzeki posiada setki znaczeń. Dary i ofiary, sieci, koszyki, wianki, światła oraz kwiaty. Marzanny i ciała utopionych czarownic. Ale także prochy drogich zmarłych po to, by oczyszczone popłynęły do morza spokoju. A rzeka oprócz tego, że przepływa z jednego do drugiego świata, rozdziela też dwa istniejące. Jej brzegi są naturalną granicą i ochroną, wie o tym, kto buduje mosty. Łączenie brzegów to wieloznaczna, skomplikowana sprawa. I rozpoczyna się od zaufania, bo przejście na drugi brzeg jest zarazem aktem dobrej woli jak i ryzykanctwa. 

Wiele jest rzeki także w naszych snach. Według senników rzeka klarowna oznacza dobry los, mętna i wzburzona złe zamiary. Jej głośny szum zwiastuje zniewagę, a ryby przypływ gotówki. Ktoś stojący na brzegu jest przeszkodą w przedsięwzięciu. Wpadnięcie do rzeki to nieszczęście, pływanie w niej - pokonanie wroga. Przyjemna kąpiel przepowiada dobrobyt, jednak żeglowanie niespodziewane kłopoty. Rzeka płynąca zbyt wartko wskazuje na utratę kontroli nad życiem, jeśli jednak zalewa dom, wszystko zależy od wody: czysta to zyski i sukcesy, zamulona – same nieszczęścia. Płynąc pod prąd jesteś życiowym buntownikiem. Pokonując rzekę wpław wiesz, że musisz podjąć decyzję. Idąc po zamarzniętej rzece spodziewaj się złej niespodzianki, a jeśli – co podobno śni się nadspodziewanie często – kopiesz i poszerzasz rzeczne koryto, twoim pragnieniem jest zerwanie wewnętrznych ograniczeń.

Pływam zatem rzeką. Zabierają mnie ludzie wysokiej próby, kilkudziesięcioosobowa, niesłychanie rozpięta wiekowo grupa. Co rok o tej samej porze zostawiają swoje arcyważne firmy, swoje odpowiedzialne gabinety i doniosłe kliniki, swoich skomplikowanych pacjentów, poważanych klientów, problematycznych kontrahentów i superjazzowych kolegów-studentów. Oraz - nade wszystko - swoje wygodne, przytulne domy. Mówią, że robią to po to, by się sobą nacieszyć. Razem spływać, moczyć się w wodzie, na rzece odbijać w południe szampana, śmiać się z mądrych i zupełnie niemądrych gagów i dowcipów, myć się w lodowatej wodzie, spać w namiotach, gotować na palniku i narzekać na przykrótkie noce. I jeszcze, aby zdzierać gardła w nocy, kiedy to przyprawiona ogniskiem i nalewką muzyka brzmi tak magicznie, że wciąż od nowa ktoś usiłuje nagrywać ją smartfonem i dziwi się rano, że na żywo wszystko było jakieś inne. Ja jednak sądzę, że tak naprawdę wszystkim chodzi o rzekę. O godziny dostępu do jej szeptów, mruczenia, jej zawikłania i zwid. O jej czas. A rzeka, przeżywana grupowo czy w pojedynkę, właściwie nigdy się nie kończy. Ani wtedy, gdy opuszcza się ją wysiadając na brzeg, ani nawet, gdy dopływa się do jej teoretycznego finału. Choćby do morza, co też już się nam zdarzało. Staliśmy wówczas z tym morzem twarzą w twarz i każdy z nas oglądał się za siebie.

Od niedawna na rzecznych wyprawach znowu pojawiły się małe dzieci. To potomstwo tych, którzy jeszcze niedawno sami byli grupowymi maluchami. Rzeka życia… Rozmawiamy o tym, że to szkoda, jak niewiele będą z niej pamiętały obecne dwu- albo trzylatki. Ich sensacyjne odkrycia i niedoścignione zachwyty nad żabą, kwiatem, falą czy motylem pozostaną bonusem ich rodziców. A co zachowa się w małych główkach? Istnieje wiele wierzeń dotyczących wczesnego dzieciństwa, prawie tyle, co mitów o rzece. W tym jedno, wyjątkowo piękne, mówiące o tym, że cezura dziecięcej niepamięci zamyka całkowicie osobny czas. Niestety na dobre. Bo małe dzieci są jeszcze częścią matki natury i stworzonego przez nią świata. W tym przedpokoju życia wiedzą jeszcze, skąd pochodzą i łatwo porozumiewają się z żywiołami. Znają język zwierząt, nie oddzielają jawy od snu. Gdy ten czas się kończy, dzieci muszą o nim zapomnieć. Gdyby było inaczej, nie zdeklarowałyby się na tak zwane normalne życie.

Na ostatniej wyprawie przydarzył mi się taki obraz. Maleńka dziewczynka zasnęła w kajaku prowadzonym przez jej bardzo młodego ojca. Wysoki, o szerokich ramionach i w niemal natchniony sposób spokojny, przesuwał wiosła w nurcie wody tak, by nic nie zaburzyło snu jego dziecka. Malutka spała gdzieś pomiędzy jego kolanami, jej buzia była ledwo widoczna między pomarańczowym kapokiem, a białym rondkiem kapelusza. W rączce tkwiło jeszcze małe wiosełko. Dzień był słoneczny, szumiały brzozy, nad wodą unosiły się turkusowe ważki. Świat rzeki, a już na pewno ona sama, przepływał przez sen dziewczynki. Ten widok na długo mnie oszołomił. W ostatnim czasie świat zasypywał mnie tysiącami świętych obrazków. Spośród nich wszystkich – tablic, ilustracji, malowideł, tablic, portretów, fotografii i nawet kilku ikon - ten jeden, ze śpiącą dziewczynką na rzece, był naprawdę mistyczny.











Komentarze

Popularne posty