Make music, not war


Kółko... jak złota płyta


   
Podczas ostatniego pobytu w Polsce spędziłam kilka doskonałych godzin z damą polskiej sztuki wokalnej, Elżbietą Wojnowską. Właściwie powinnyśmy były mówić o jej muzyce. Czy ktoś mógłby się dziwić? Wychowałam się na sztuce Elżbiety, a nieprzemijająca uroda i moc jej utworów nieodmiennie mi towarzyszą. Cieszyłam się zatem na to, że gwiazda pokaże mi z bliska pojedyncze kwiaty ze swej muzycznej oranżerii. Jej przebój bowiem - Elżbieto kochana, wybacz słowo, nawet Mozart miał swoje hity! - Zaproście mnie do stołu, to jeden z wielu evergreenów. Obok - trochę bliżej lub trochę dalej – rozkwitł na przestrzeni lat przebogaty kwietnik. Określają go nazwiska poetów – Bursy, Wojaczka, Osieckiej, Poświatowskiej, Różewicza, ale też Wyspiańskiego, Norwida i samego Szekspira. Oraz muzyków – Nahornego, Zielińskiego, Albera, Strobla, Tylmana i Pawlika. Dzieło obok arydzieła. Pozwalając sobie na ściśle osobisty wybór wyznaję, że najbliżej mi do Brechta. Pamiętny album z songami znam na pamięć. Z Jenny Piratką identyfikowałam się jako nastolatka, Pieśń o Mackiem Majchrze pomaga, gdy myślę o niektórych ludziach, natomiast Księżyc nad Bilbao... Cóż, kiedy w końcu zobaczyłam go na żywo, chciałam szybko posłać go na fotce do Elżbiety.

Jednak w Warszawie więcej niż o muzyce rozmawiałyśmy o dzisiejszej Polsce. A właściwie to Elżbieta mi ją tłumaczyła. Ta z postawy maleńka, wielka kobieta już od dłuższego czasu zbyt mało zajmuje się samą sobą. Zaniedbuje gwiazdę w sobie. Oczywiście, codzienność też niekoniecznie w tym sprzyja, choć obowiązkiem świata byłoby otoczyć ją opieką. (Tu ona dodałaby: ale wraz z innymi artystami; to dzięki nim w PRL-u przynajmniej sztuka mieniła się kolorami.) Ale o ironio: miało być przepięknie, miało być normalnie, tymczasem jest biegnąca na przełaj nowa rzeczywistość. I o niej właśnie mówiła Elżbieta Wojnowska - bo serdecznie boli. Aż trudno uwierzyć, ile sił potrafi wykrzesać z siebie krucha artystka w swojej niezgodzie na powszechne  prostactwo, arogancję i rozpanoszony cynizm. W świecie, który wyciera sobie usta Bogiem, ojczyzną oraz honorem rozumianym już tak wielorako, że w zasadzie stracił znaczenie podstawowe.

Elżbieta zdarła raz opaskę z ramienia młodego nacjonalisty. Wyobraziłam ją sobie - ona oraz pewnie dwukrotnie większy od niej brunatnokoszulowiec, co sam siebie odznaczył symbolem Polski Walczącej. Heroiczność kobiety wobec osiłka, któremu własnej odwagi starcza akurat na tyle, by rzucić się na nią z pięściami. Jak wiele musiało poprzestawiać się w świecie, skoro to artystka zastępuje drogę bojówkarzom?

Odpowiedź, a przynajmniej szansę na definicję, znalazłam w kontekście słów Elżbiety do typka wyposażonego w nóż. A ciebie, synku, mama nie nauczyła, że bawiąc się ostrym narzędziem można się skaleczyć? Schowana w tym pytaniu smutna prawda powraca do mnie przy okazji wieści o mnożących się obecnie faszyzujących formacjach, demonstracjach, organizacjach i wszystkich innych -acjach, które w poranionym już wojną świecie zwyczajnie nie powinny mieć miejsca. Gdzieś faktycznie został popełniony błąd, skoro chłopcy nadal bawią się ostrymi przedmiotami. Dlaczego matki nie nauczyły mądrzejszych rzeczy? Czemu my wszyscy dopuściliśmy do tego, że chłopcy i dziewczynki dają się uwieść oszołomom wykorzystującym młodociane fanatyzmy? Ktoś powie, tego powinno się zakazać. Bez wątpienia! Ale co potem, kiedy już im się zabroni, odbierze noże, szturmówki oraz niebezpieczne hasła?

Najszlachetniej byłoby zapewne zaprosić wszystkich do stołu. Najlepiej okrągłego, takiego bez kantów. Jednak… Kto się na to odważy i – przede wszystkim - kto pierwszy przełamie urazę? Uświadamiam sobie, że nie wiem. I nigdy nie proponowałabym tego Elżbiecie, obojętnie jak wielki jest jej społecznikowski duch. Jej powołaniem jest błyszczeć na scenie i śpiewać Szekspira. Ci natomiast, co w swoich pokręconych głowach śnią o powrocie w szczęśliwie zamkniętą już przeszłość – niech słuchają, klaszczą i wstydzą się za siebie.


Komentarze

Popularne posty