Kółko rozerwane
















You become responsible for what you have tamed


Snoopy pana Boga

Naprawdę nazywał się Quartermain from Nether Athel-Thorpe. Skomplikowane imię (nazwisko? miano?) lepiej przepisać z papierów, nikt dokładnie nie zapamiętał. Obok imion rodziców: Grete of Guardian Angel i Lord Nelson of Castle King. Dokumenty wyciągnięto z szuflady, spoczęły w rodzinnym archiwum. Nieważne, że nikt ich nigdy nie użył, gdyby zechciał teraz, są nieaktualne. Snoopy odszedł za Tęczowy Most, wprost do psiego nieba.

Zdziwiona pani w schonisku: aż tyle po jednym piesku? Cztery torby, kilkunastokrotnie więcej niż gabaryty siedmiokilogramowego ciapka. Najdroższy pies świata, nie licząc wizyt u weterynarza, operacji, leków, na pewno nie karmy. Na przykład nie planowali płotu, o ileż ładniejsze żywopłoty, szkoda, że przy terierze nieskuteczne. Raz już wybrał wolność; odnaleziony po dwóch dniach w jakimś ogrodnictwie, przywitał obrażonym spojrzeniem: Jak długo można na was czekać? Więc metalowe ogrodzenie i furtki. Oklejone wykładziną schody: musi to być, nie wolimy prosto?  Ale pies się ślizga, jeszcze spadnie. Dywaniki – uroda nagiego drewna contra ułatwienie skoków na łóżka, kanapy, fotele. Przecież jemu trudno, stary już i chory. Poduszki w kuchni i łazience: niech nie leży na zimnych kafelkach. Koszyk: skoro nie pobiegnie za rowerem, niech sobie chociaż popatrzy. Gaz pieprzowy: gdyby znowu rzucił się na niego ten cholerny wilczur.

Fanaberie? W Japonii są sklepy dla psów... nie, dla właścicieli. Piętro ubranek dla suczek, piętro mody męskiej. Osobne regały dla obróżek, osobne czapek z daszkiem, jeszcze inne ze słonecznymi okularami. Oraz zatrzęsienie wózków, w Japonii psy obwozi się po ulicach. Istnieje nawet instytucja „rent a dog”. Ludzie, którzy całymi dniami pracują, mogą na weekend psa wypożyczyć, za pieniądze potulić, wygłaskać i, w wózku albo przy nodze, zabrać na spacer. Punktem programu staje się salon piękności: zwierzak dostaje czesanie, masaż, manicure i pedicure... nie, w przypadku psa raczej tylko to drugie.

Ze Snoopim nie było fanaberycznie. Nikt nie ubierał go w falbanki, miał wolny wstęp do stawu i kałuży. Nastał jako domowa klasyka: wybłagany przez dziecko, został, niejako w zastępstwie, w domu, gdy pojechało studiować. Odkąd utył po kortyzonie, mówili o nim Snoopy Kluska Mossakowski, bo jako „Snoopy - Mossakowski” figurował u weterynarza. Częściej jednak Snoopy Kłopot Mossakowski, bo bardziej odpowiadało to prawdzie. Każdy czas urlopu – oh, gdyby nie Jola!...-  imprezy, z których trzeba wracać na długo przed świtem. Trzykolorowy kłębuszek kłopotów oplątujących człowieka. Z brązowymi, pełnymi wyrzutu oczyma: Zostawiłaś mnie samego na dwie całe godziny. Sama jesz czekoladę, a ja też lubię! Odciągnąłeś mnie od suczki. Dlaczego mam jeść karmę z puszki? Na ulicy trzymasz mnie na uwięzi. Piszesz przy komputerze, a ja się nudzę. On idzie do pracy zamiast ze mną na spacer.

Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.

Tak pewnie jest z panem Bogiem. Trzyma na smyczy, nie pozwala odbiec daleko. Odmawia manny, karmi kaszą. Ogranicza wolną wolę. Ogranicza nadmiar wiedząc, czym nadmiar jest i grozi.

Nie, nie zostaniesz gwiazdą, twój labilny charakter nie uniesie pokusy. Nie dostaniesz tego faceta, złamie ci serce i nie będziesz kochać nikogo. Nie wygrasz góry pieniędzy, bo kupisz  porsche i trzeciego dnia zginiesz. Teraz, wybacz, muszę cię wystraszyć - myślisz, że się bawisz, a wywołujesz diabła. Przykro mi, jestem zmuszony cię zatrzymać, za cenę choroby, nawet śmierci. Choćbyś wył, że to niesprawiedliwe i okrutne. Jako twój odpowiedzialny pan widzę, że obrana przez ciebie droga prowadzi do zguby.

Ja, czego nie zrozumiesz, postępuję tak, bo cię kocham. Dlatego nie pozwalam, aby z pychy przewróciło ci się w głowie. Kiedy oglądali telewizję, Snoopy siadał przed ekranem przekonany, że patrzą na niego. Abyś dostawał wszystko, by żądać ciągle więcej. Nie wystarczał mu pojedynczy smakołyk, mógłby jeść, aż padnie. Byś folgował ciału, zaniedbując duszę. Szynka, co tam chleb niebieski. Abyś zazdrościł. W gościnie wyżerał innym psom rzeczy, na które w domu ani spojrzał. Abyś zajadał się, zapijał i zakochiwał na śmierć. Chciał brać wszystkie suki, wykastrowane samce też. Abyś zabijał gniewem siebie oraz innych. Gdyby mógł, zagryzłby psy w okolicy. I jeszcze, ukochana, ale głupiutka istoto, abyś w swoim lenistwie nie zarzucił starania o lepszy świat, a w nim siebie i mnie.

Tylko tylko, że teraz... Kiedy nie ma już Snoopiego, zniknęły i kłopoty, i miłość trzymana na smyczy. W pamięci przewija się film ze wspólnego czasu, eksplozja trudnych myśli. Naprawdę byli dobrym Panem? Pies tak wzruszająco prosił… Oni steki, a on kupne  puszki. Sam nie mógł pójść na spacer, też nie do suczki, w której się zakochał. Płakał, kiedy szli do kina. Pasterzem twoim jest pan, nawet jeśli ogranicza ci szczęście.

Jesteś odpowiedzialny za szczęście tego, kogo oswoiłeś.

 








 
 
 
 
 
 
 
A jeżeli jest tak: kiedy już ma się psa, obojętnie, jak uda się go wychować, porozumienie między nim, a panem dalekie jest od doskonałości. Zaczynając od upodobań: pies jest najszczęśliwszy wtedy, gdy może się bawić, spacerować i dostawać smakołyki. Przynosi pana piłkę i chce, by ją rzucać. A pan często nie ma czasu ani ochoty. Jest zajęty swoją pracą. Mówi więc: idź sobie teraz, nie mam dla ciebie czasu. A pies nie słucha, macha ogonem i czeka. Pan mówi: muszę zrobić to, co właśnie robię. Będę miał dla ciebie czas za dwie godziny. I daje psu klapsa, całkiem małego, aby ten zrozumiał, że musi przestać ciągnąć za spodnie. A pies nie rozumie, jest nieszczęśliwy, kładzie po sobie uszy, tuli ogon, czasem wyje, dwie godziny są dla niego wiecznością.
Może – zgadza się on.

- Albo rozmowa: pan mówi do swojego psa. Łagodnym głosem, po przyjacielsku, pies patrzy wiernie w oczy i bardzo stara się zrozumieć, co jednak nie jest możliwe. Pies słyszy głos i jest szczęśliwy, chociaż nie rozumie znaczenia słów. Czasem podnosi łeb i skowyczy w swoim języku, jednak nie jest to odpowiedź na słowa jego pana.

Może – powtarza on.

- Czasami pan odchodzi. Zostawia swojego psa na długo, czasem bardzo długo, a każdy czas dla psa jest niezrozumiałe długi. Pan zostawia psa, bo nie jest on dla niego najważniejszy. Istnieje przecież także pani, dzieci, inni ludzie, wiele przedmiotów i miejsc. Pies jest tylko jednym z elementów jego świata. Pies tego nie rozumie. Chciałby być tylko z panem, więc spełnienie jego szczęścia nie jest realne.

Może.

- Jednak pan jest dla niego bogiem. Pies modli się do niego w swoim języku i zgadza się z jego wolą. Dobry pies chce wypełnić ją jak najlepiej i stojąc słupka uważa, że spełnia jakieś bardzo ważne zadanie. Tymczasem pan nauczył go tego tylko dla zabawy, bez jakiegokolwiek sensu. Robienie słupka jest przykazaniem pana danym swemu psu. Nie ma go rozumieć, ale wykonywać wtedy, gdy pan każe.

Może – powtarza on.

- Żeby być panem psa, jego bogiem, nie trzeba być nikim szczególnym. Nie trzeba mieć wpływu na bieg świata, nie trzeba nawet być dobrym. Jednak można psu wszystko nakazać i wszystkiego od niego wymagać. Aby być bogiem psa nie trzeba posiadać żadnego moralnego zaplecza.

On podnosi oczy i dłonie do nieba, kładzie dłoń na sercu i uśmiecha się ze słodyczą:

- Nasz Bóg jest dobrocią.

Fragment powieści „że cię nie opuszczę aż do śmierci”

Wydawnictwo Adam Marszałek, 2001

Komentarze

Popularne posty